Jesteś na imprezie. Siadasz, żeby chwilę odpocząć, ale twoja noga wciąż mimowolnie rusza się w rytm muzyki. Jedziesz samochodem, a twoje palce same zaczynają bębnić na kierownicy, gdy w radiu leci twoja ulubiona piosenka.

Jest coś uniwersalnego w tym jak reagujemy na rytm. Nasze ciała wręcz odruchowo się z nim synchronizują. I nie tylko ciała: nasze mózgi też to robią.

Używaliśmy rytmu od kiedy nauczyliśmy się używać narzędzi. Jednostajny dźwięk bębnów, grzechotek i piszczałek towarzyszył wszystkim obrzędom. Ta muzyka nie służyła tylko rozrywce: rytm miał na celu zmieniać świadomość uczestników.

Technicy ekstazy

Szamanizm, najbardziej pierwotna forma religii, opierał się na ceremoniach, w których uczestnicy wchodzili w stan transu. Historyk religii Mircea Eliade nazwał szamanów „technikami ekstazy”. Miał do tego całkiem dobry powód. Do wejścia w stan ekstazy nie trzeba żadnych substancji, tajemniczych grzybów i ziół. Wystarczy jednostajny, hipnotyzujący rytm.

Dlatego właśnie bęben i grzechotka zawsze były atrybutami szamanów, począwszy od obu Ameryk, przez Afrykę, Europę aż po Azję. Saamscy szamani z północy Skandynawii na dźwiękach bębna podróżowali do mistycznych krain. Buddyści Bon z Tybetu medytowali nad śmiercią, obracając w dłoniach mały bębenek, tradycyjnie wykonywany z ludzkiej czaszki. Ceremoniom Voodoo zawsze towarzyszył kompletny zgiełk.

Dlaczego?

Wibrujący mózg

Odpowiedzią jest to, jak nasze mózgi reagują na rytm. W połowie XX wieku po raz pierwszy zbadano to zjawisko w laboratorium. Okazało się, że poprzez rytmiczną stymulację można wpływać na częstotliwość fal mózgowych. Początkowo użyto kliknięć i błysków, potem okazało się że najlepszy do tego jest zwykły bęben.

Mechanizm jest bardzo prosty: części mózgu odpowiedzialne za słuch synchronizują się ze źródłem dźwięku, aktywując się rytmicznie w tej samej częstotliwości, a ta fala aktywacji rozprzestrzenia się na większe populacje neuronów. Za pomocą rytmicznej stymulacji można zatem „skierować” fale mózgowe w kierunku określonych częstotliwości.

Może to zadziałać jeszcze lepiej, gdy nie doświadczasz rytmu samym tylko uchem, ale całym ciałem, gdy w tańcu poruszasz się wraz z bitem.

Czy to oznacza, że przez ekstatyczny taniec lub muzykę rytmicznego bębnienia można wywołać halucynacje?

Niekoniecznie. Rytm to tylko narzędzie. Wywiera pewien – stosunkowo subtelny – efekt na nasze fale mózgowe. W kontekście szamańskiej ceremonii, gdzie w grę wchodzą też atmosfera i autosugestia, ten efekt może ci pomóc wejść w trans i osiągnąć wizje.

Spokój ducha przez taniec

Jest jeszcze inny, bardziej przyziemny powód, dla którego od dziesiątków tysięcy lat ludzi przyciąga hipnotyczny rytm i taniec: doświadczenie ekstazy… która przynosi spokój. Gdy zamykasz oczy i pogrążasz się w rytmie, twoje ciało rozluźnia się. Wymasowane ruchem mięśnie odpuszczają napięcie. Twoje myśli zanurzają się w radości bycia tu i teraz.

To może wydać się dziwne, szukać spokoju w zabawie i ekstatycznym tańcu. Ale wewnętrzny spokój nie polega na szukaniu spokojnych sytuacji. Wynika z wewnętrznej harmonii, z bycia pogodzonym ze sobą i ze światem, z połączenia z innymi.

W ten właśnie sposób wykorzystywali rytm i taniec Sufi, czyli mistycy islamu, by osiągnąć spokój ducha. W wirującym tańcu, indywidualnie lub w grupie, wprowadzali się w stan ekstazy, która dla nich oznaczała połączenie się z Bogiem. Rytmiczny taniec jako Zikr jest wciąż praktykowany w wielu społecznościach na Bliskim Wschodzie.

Folkowe szaleństwo

Ekstaza tańca i muzyki to nie tylko szamanizm, mistyka i religia. To uniwersalne doświadczenie, obecne w każdej kulturze.

Zastanawiałaś się kiedyś, dlaczego folkowa muzyka jest taka skoczna i rytmiczna?

Ludzie spotykali się dookoła ognia albo w izbie, podczas świąt, obrządków czy ślubów, wyciągali bębny, smyczki i piszczałki… i szaleli, razem pogrążając się w zbiorowej ekstazie. Ta radość, błogość, a potem spokój były spoiwem dla społeczności.

U nas najbardziej wyrazistym przejawem ekstatycznej, transowej muzyki są mazurki. Podczas ludowych świąt, chłopi wirowali w parach w swobodnym tańcu, do dzikiej skocznej muzyki bez zaznaczonej struktury, początku czy końca.

To sposób na poczucie jedności z innymi, gdy ty i wszyscy dookoła wspólnie synchronizujecie się z tą samą muzyką. I nie mam tu na myśli nic ezoterycznego. Całkiem dosłownie, populacje neuronów w waszych mózgach wibrują zgodnie z tym samym rytmem.

Powrót do korzeni poprzez czyste szaleństwo

Współczesna rozrywka zgubiła to doświadczenie po drodze. Gdy idziesz potańczyć do typowego klubu, to miejsce nie ma w sobie nic z ekstazy. To raczej przestrzeń społecznej wymiany; ciągłych spojrzeń, ocierających się o ciebie i potrącających cię ludzi.

Powrót do korzeni to nie tylko zdrowa żywność, kontakt z naturą i szczere relacje. To też przywrócenie naszej zabawie tego co w niej najcenniejsze: ekstazy, oczyszczenia i spokoju.

Jak to zrobić?

Nie chodzi mi o to, żebyś przeistoczyła się w hipiskę i wyruszyła w podróż po rave’owych festiwalach. Możesz znaleźć przestrzeń na ekstazę blisko siebie.

Czy będzie to folkowy koncert czy jazzowe jam session – to co musisz odnaleźć to sytuacja, w której poczujesz się na tyle bezpiecznie, by zamknąć oczy i pogrążyć się całym ciałem i umysłem w rytmicznym szaleństwie.

Bo technika ekstazy jest prosta: odpuść i daj się ponieść.

Mateusz z spokoju.art

Zapraszamy do dyskusji pod poświęconym artykułowi postem na Facebooku.

"Piszę o tym, co dla mnie ważne, nie zawsze wprost, i czasem przewrotnie.
Wierzę w to, że spokój da się odnaleźć w tym, co jest dla nas ludzi naturalne, a co ostatnio trochę zagubiliśmy: w więziach z ludźmi, kontakcie z naturą i sztuce."