To się zaczyna od potwora pod łóżkiem.

Leżysz przed snem, i mielisz to w głowie, i myślisz: wyjdzie, czy nie wyjdzie? Czy chwyci cię znienacka za piętę w środku nocy?

Czy będzie tam tylko siedział, wśród pająków i zgubionych skarpetek?

***

Potem dojrzewasz, już nie wierzysz w potwory, ale pod łóżkiem gromadzą się inne rzeczy. Strachy i lęki, o których nie mówisz innym ludziom, bo nie wypada, bo nie chcesz wyjść na dziwną.

W naszym dzisiejszym świecie potwory są niepożądane. Gdy przeglądasz Internet albo chodzisz po sklepach, zewsząd napadają na ciebie książki self help i promocje psychicznego zdrowia. Masz potwora? Dzwoń po wiedźmina. Idź do psychoterapeuty, bo coś jest z tobą nie tak, nie wypada iść przez życie iść wlokąc za sobą ogon monstrów.

Widzimy w social mediach zdjęcia tych, którym udało się siebie naprawić. Wylegują się pogodnie na trawie, wyginają w jogicznych pozach. Ich nieskalane lękiem oblicza są jak ukłucie winy, zdają się wywierać na ciebie presję: Co taka niespokojna dzisiaj? A może byś zaczęła pracować nad sobą? Mogłabyś stać się lepsza!

Pod ich łóżkami jest na pozór czysto, ale gdy tylko ujrzałabyś co zamietli pod dywan...

Ich idealny spokój bez trosk jest często tylko maską.

Spotkałem w życiu wielu ludzi, którzy zachowywali się tak, jakby nie mieli cienia. Pamiętam, jak gdy byłem kiedyś skoszarowany przez kilka miesięcy w szkole jogi w Indiach, do szaleństwa doprowadzało mnie gadanie ludzi dookoła o pozytywnym myśleniu. Nikt nie wspominał o tym, że czegoś się boi, że coś go wnerwia. Odruchowo czułem w tym fałsz, zaklinanie rzeczywistości. Pewnego dnia dobiłem się do wspólnego komputera w świetlicy naszego „klasztoru” i ściągnąłem płytę ciężkiego black metalu.

Do dziś pamiętam ten spokój. W ociekającym lukrem świecie kwiatów, kiczowatych hinduskich obrazków i mdłych kadzideł, równowagę poczułem dzięki albumowi Plagi.

***

Za to lubię naszą ludową kulturę, że lęki żyją w niej razem z ludźmi. W lesie zawsze czyha licho, na polu latawiec, nocą do księżyca wyje wilk. W obrzędy dookoła śmierci jest zaangażowana cała rodzina. Człowiek jest otoczony strachami, żyje z nimi cały czas.

To jest dla mnie najzdrowsze podejście, w którym wewnętrzny spokój to nie jest kurczowe trzymanie się światła, lata, uśmiechu. To także pamiętanie o tym, że to normalne że nawiedza nas mrok i lęk, przeplatając się z radością w nieustannym cyklu. Nie ma dnia, po którym nie nastałaby noc, a nawet skutą zimowym szronem łąkę zawsze pewnego dnia ożywią pędy wiosennych kwiatów.

Taka jest nasza natura, i drogą do wewnętrznego spokoju jest ujrzenie jej w całości, bez udawania, bez ucieczki przed lękiem. Spokój nie przyjdzie wtedy, gdy będziesz udawała że potwora nie ma pod łóżkiem. Uwierz mi, jak byś nie wymiatała, to zawsze coś tam wlezie.

Wewnętrzny spokój przychodzi wtedy, gdy jesteś w stanie pod to łóżko zajrzeć. Gdy zaakceptujesz siebie samą w pełni, razem ze swoimi strachami, poczujesz że jako osobę buduje cię nie tylko to co jasne, ale także twój cień.

Czujesz lęk? Każdy czuje.

A ty wcale nie musisz wymiatać.

"Piszę o tym, co dla mnie ważne, nie zawsze wprost, i czasem przewrotnie.
Wierzę w to, że spokój da się odnaleźć w tym, co jest dla nas ludzi naturalne, a co ostatnio trochę zagubiliśmy: w więziach z ludźmi, kontakcie z naturą i sztuce."